Rozdział przyśpieszony specjalnie dla Ayame ;) Wiem, że nie mogłaś się doczekać ;3
***
Lider popatrzył na Itachiego i chyba zastanawiał się co ma zrobić. Nie powiem zaczęło mnie to już powoli denerwować. Gdy przeniósł wzrok na mnie, wiedziałam, że jego pomysł mi się nie spodoba.
- Jeśli nie.. to mam inny układ. - Spojrzałam pytająco - Jeśli wygrasz z dwoma członkami organizacji to możesz odejść, jeśli nie, to zostajesz.
- Nigdy! - Spróbowałam cofnąć się, ale wpadłam na starszego Uchiha. - Nie masz prawa niczego mi nakazywać! - Rudemu chyba się to nie spodobało i uderzył mnie prostu w twarz, a ja poczułam jak gorąca ciecz zalewa moje lewe oko.
- Ty!! - Chciałam rzucić się na Lidera, ale poczułam chłodną dłoń na nadgarstkach i na czubku głowy. Itachi wykręcił moje dłonie na plecach, a moją twarz oparł o biurko. Miałam przynajmniej satysfakcję, że "ubrudzę" miejsce pracy temu rudzielcowi. Jednak ja się tak łatwo nie poddaję i chciałam użyć jakiegoś jutsu, ale nie czułam w sobie ani krzty chakry. Spróbowałam jeszcze się wyrwać, jednak nie przyniosło to efektu. Po chwili ciszy powiedziałam zrezygnowana:
- Niech będzie. Zgodzę się na ten układ, ale jaką mam pewność, że dotrzymasz słowa i po wygranych walkach będę mogła odejść? - Lider uśmiechnął się, a ucisk na moim ciele zelżał
- Masz moje słowo...
- To mi niczego nie gwarantuje.
- Ale to musi ci wystarczyć. Itachi zabierz ją do pokoju w którym leżała i przypilnuj jej. Za jakiś czas Was wezwę i wtedy nasza Shiro sobie powalczy - prychnęłam i spojrzałam ponuro na rudzielca.
- Nie jestem wasza. - Gdy nie otrzymałam odpowiedzi, chciałam jeszcze coś powiedzieć, jednak Uchiha popchnął mnie w stronę drzwi. W drodze do pokoju podążałam za nim bez słowa. Musiałam sobie to wszystko jakoś poukładać. Po kilku minutach mój "opiekun" zatrzymał się przed otwartymi drzwiami. Spojrzałam na niego, a on popatrzył na mnie jakbym była jedną z jego fanek, gdy mieszkał jeszcze w Konoha. Itachi miał swoje fanki, nieźle co? Ale wracając do siedziby Akatsuki, Uchiha szybko przeniósł wzrok na coś ponad moją głową.
- Itachi.. kim ona jest? - Usłyszałam za swoimi plecami. Tak jak mówiłam rudzielcowi, nie miałam ochoty poznawać już nikogo innego z tej organizacji, więc nie patrząc na nikogo weszłam do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam twarz do poduszki, myśląc o tym co wydarzyło się przez.. No właśnie nawet nie wiem ile spałam! Przekręciłam się na plecy i podniosłam swoje szanowne cztery litery, siadając na brzegu łóżka. Na krześle siedział Uchiha i bacznie mi się przyglądał, jednak gdy nasze spojrzenia się spotkały, przeniósł wzrok na sufit. Jeśli myśli, że zacznę rozmowę to się grubo myli... W końcu jednak ciekawość i moja nieumiejętność do trzymania języka za zębami, dały o sobie znać.
- Dlaczego? - Mój "rozmówca" nie przestawał kontemplować różnych odcieni szarości sufitu - Musiałeś powiedzieć temu rudzielcowi o mnie? - Myślałam, że nie doczekam się odpowiedzi, co wcale by mnie nie zdziwiło, jednak po chwili ciszy usłyszałam jedno słowo
- Kaprys... - Otworzyłam szerzej oczy i momentalnie znalazłam się przez Itachim. Pochyliłam się nad nim i spojrzałam mu w oczy. Nasze twarze dzieliły centymetry i czułam jak jego gorący oddech owiewa moją twarz. Straciłam kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością i mimowolnie rozchyliłam usta...
***
To by było na tyle dzisiaj :D Wiem, że dość krótko, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że dalsza część już się przerabia. Sayo! ;3